
Mam na imię Grzegorz Rombel. Zajmuję się malarstwem, fotografią, rysunkiem. O sobie samym nie będę tu wiele pisać. Właściwie, to chyba nawet nie potrafię i nie lubię tego robić. Jaki sens miałoby pisanie tutaj o tym, jakie ukończyłem studia, kiedy i gdzie się urodziłem, jakie wystawy miałem i w jakich kolekcjach i gdzie na świecie są moje obrazy…? W moim odczuciu to czysty absurd. Kiedyś powiedziałem pewne słowa i one są dla mnie wciąż aktualne i chyba takimi pozostaną już do mojego końca, iż o mnie mają mówić moje obrazy, moja twórczość, ale nie ja sam. Twórczość więc, niech ona mówi sama za siebie.
Wywiad z autorem /fragmenty/
Horacy zostawił po sobie wiersze, więc „nie umarł cały”. Grzegorz Rombel chce obrazami zbudować swoją nieśmiertelność?
„Non Omnis Moriar”… Ta sentencja jest mi bardzo bliska. Jest nawet tytułem jednej z moich prac. Czym jednak jest w moim rozumieniu nieśmiertelność..? Czy pozostawiając tu na ziemi dzieło naszych rąk i naszych umysłów, stajemy się nieśmiertelni..? Wydaje mi się, że nasze życie na tej pięknej planecie jest tylko jednym z etapów. Pewnym procesem na drodze do poznania siebie i w drodze do wieczności. Wieczność z kolei to ciągła podróż. Być może w innych wymiarach i stanach świadomości. Jeśli ktoś mnie jednak zapyta, czy wierzę w Boga i, czy to wszystko nie kłóci się ze sobą odpowiem, – tak, wierzę, że istnieje siła stworzenia tego świata, którą umownie nazywamy Bogiem. I ta energia, jej cząstka, zawiera się w każdym z nas. Ona jest nieśmiertelna. To nasza wieczność. Nasz raj lub nasze potępienie
„Dubito ergo sum” (Wątpię więc jestem) w skrócie powiedział Kartezjusz. W co wątpi Grzegorz?
Wątpię w wiele rzeczy… Z całą pewnością w to, że na ziemi zapanuje pokój, a ludzie przestaną się zabijać. Wątpię, że przestaną toczyć wojny i przestaną dokonywać innych przestępstw i zbrodni wobec siebie i natury wokół nas.
Wątpię…, bo jako gatunek mamy rywalizację wpisaną w nasz kod. W nasze jestestwo. Rywalizacja jest jednak zasadniczo wpisana w życie. W każdą formę istnienia. W świecie zwierząt także ona ma miejsce, a słabsze gatunki są pożerane przez te silniejsze. W świecie roślin przecież też ona istnieje. Może więc żyjemy w rzeczywistości pełnej totalnego obłędu…? Jeśli byłoby inaczej, to czy możliwe byłyby tak straszne rzeczy, jak Holokaust, Hiroszima i Nagasaki…? Okrutne przypadki ludobójstwa na wszystkich kontynentach…? Być może poprzez walkę nas z naszą własną naturą pragniemy ocalić nas samych od tego szaleństwa. Poprzez miłość do naszych najbliższych. Przez miłość do zwierząt, do natury. A jednak ten dziki, szalony, opętany świat istnieje. I wątpię… Właśnie wątpię, by on kiedykolwiek mógł być inny.
rozmawiał: Janusz Bysina